Sylwester Zych po raz pierwszy naraził się reżimowi komunistycznemu, gdy w drugiej połowie lat 70. zainicjował akcję wieszania krzyży w szkołach i przedszkolach w Tłuszczu.Na początku 1992 roku zarzucono mu, iz chroni ł osoby, które zastrzeliły w autobusie milicjanta Zdzisława Karosa podczas próby odebrania mu broni służbowej. W 1983 roku odbył się tendencyjny proces ks. Sylwestra Zycha, który - był elementem walki grupy generałów z WRON z Kościołem Katolickim. Jako skazany przebywał w najcięższych wiezieniach w Polsce. Traktowano go jako zbrodniarza. On sam zaś czuł się tam jak zaszczute zwierze. Po wyjściu na wolność przez cały czas był inwigilowany przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa. Niejednokrotnie otrzymywał również pogrozki, anonimowe listy i telefony. Nie czuł się bezpiecznie. Bezustannie żył w poczuciu zagrożenia. Az do dnia śmierci. Został kapelanem Konfederacji Polski Niepodległej i występował jako kurier w poufnych sprawach tej partii. 4 lutego 1989 odprawił mszę świętą przed III Kongresem KPN.W marcu 1989 został napadnięty przez trzech mężczyzn, którzy trzymając go usiłowali wlać mu do gardła wódkę. Napastników spłoszył nadjeżdżający samochód.Po rozpoznaniu zwłok, pracownik TVP w Gdańsku, Witold Gołębiowski, dostał osobiste polecenie Jerzego Urbana, aby udać się do Krynicy Morskiej i nakręcić reportaż "o księdzu, który się zapił na śmierć" oraz nagrać wypowiedzi świadków.Komunistyczna propaganda przedstawia księdza w jak najgorszym świetle. W reportażu jako rzekomi świadkowie wypowiadają się pracownicy klubu "Riviera". Twierdzą, że w nocy zabójstwa podali księdzu, wraz z jakimś współtowarzyszem, po 10 stugramowych drinków na osobę. Według wersji przedstawionej przez władze PRL, ksiądz po wypiciu litra wódki opuścił lokal i zmarł kilkaset metrów dalej. W klubie oprócz trójki pracowników wypowiadającej się w reportażu nikt nie zauważył obecności księdza Zycha. Mężczyzny, który rzekomo towarzyszył księdzu w klubie, nigdy nie przesłuchano.15 września 1989 prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie śmierci zwróciła się do ministra spraw wewnętrznych o dostarczenie założonej księdzu teczki. Trzy dni później ministerstwo powołało komisję do zniszczenia owej teczki, a prokuraturze odpowiedziało, że ksiądz nigdy nie był obiektem inwigilacji służb. Śledztwo prokuratorskie zostaje umorzone w 1993 roku.Sprawę zgonów księży: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha omówiła Senacka Komisja Praw Człowieka i Praworządności. Stwierdzono, że "złożone wyjaśnienia potwierdzają fakt stosowania przez funkcjonariuszy IV Departamentu MSW bezprawnych, i przestępczych działań przeciwko duchownym". Stwierdzono związek komunistycznej Służby Bezpieczeństwa ze śmiercią Zycha.11 lipca 1989 roku przy dworcu PKS w Krynicy Morskiej znaleziono ciało mężczyzny w średnim wieku. Była godzina 2:15 w nocy. Przybyła na miejsce lekarka stwierdziła zgon, który nastąpił - wedle późniejszych ustaleń prokuratury - w wyniku zatrucia alkoholem. Denat miał go we krwi ponad trzy promile.Prowadzący śledztwo prokurator Wojciech Mazurek nie przejął się innymi śladami na ciele ofiary - czterema złamanymi żebrami, urazami głowy oraz nakłuciami w pobliżu żył. Być może "szczegóły" te zostałyby przez prokuratora dostrzeżone, gdyby nie fakt, że ofiarą okazał się ks. Sylwester Zych.Prokurator nie zastanowił się też nad zarejestrowanym na taśmie magnetofonowej testamentem, który ks. Zych sporządził prawie dwa lata przed śmiercią - 13 października 1987 roku. Odnajdujemy w nim słowa:Czuję, że zbliża się mój dzień - czas spotkania z Panem, który uczynił mnie swoim kapłanem... Solidarnym sercem jestem ze wszystkimi, którzy dążą do Polski wolnej i niepodległej.... Niech dobry Bóg was błogosławi i sprawi, abyśmy mogli spotkać się na gruzach komuny...Ks. Sylwester Zych nagrał swój testament niespełna rok po wyjściu z więzienia, w którym odsiadywał kilkuletni wyrok za przynależność do nielegalnej organizacji zbrojnej i posiadanie broni bez zezwolenia. Już wtedy przewidywał, że ktoś czyha na jego życie - życie wroga komunizmu.W lipcu 1989 roku ksiądz Zych udał się do Braniewa, gdzie proboszczem katedry był jego dobry znajomy, ksiądz Tadeusz Brandys. 10 lipca, po spożytym wspólnie śniadaniu, księdza Sylwestra odwieziono na przystań we Fromborku. Tam widziano go po raz ostatni...Gdy znaleziono i zidentyfikowano zwłoki księdza Zycha, sprawy w swoje ręce wziął Jerzy Urban, pełniący wówczas obowiązki prezesa Komitetu ds. Radia i Telewizji. Jeden telefon do TVP w Gdańsku wystarczył, by Witold Gołębiowski nakręcił usłużny reportaż o zapijającym się na śmierć duchownym. Było to kilka miesięcy po zakończeniu rozmów "okrągłego stołu".W swoim reportażu Gołębiowski starał się ukazać - poprzez wypowiedzi pracowników nocnego klubu "Riviera" - że w noc zabójstwa ksiądz Sylwester Zych wlewał tam w siebie wespół z jakimś towarzyszem ogromne ilości alkoholu. Rzekoma libacja miała miejsce mimo tego, iż ksiądz cierpiał na astmę oraz dolegliwości serca i nerek, co raczej wykluczało możliwość samodzielnego wypicia litra wódki (pomijając to, że ksiądz Zych nigdy nie przejawiał żadnego pociągu do alkoholu).W "oficjalnej" wersji duchowny opuścił lokal w stanie upojenia i zmarł kilkaset metrów dalej. Niestety, nikt spoza lokalu nie widział w okolicy klubu mężczyzny, który byłby choć trochę podobny do księdza. Jest to co najmniej zastanawiające - bo umierający z przepicia mężczyzna w średnim wieku, który wytacza się z dyskoteki na zapełnione ludźmi ogródki - musiałby zwrócić czyjąś uwagę... W samym klubie nikt - poza trójką pracowników "Riviery" - żadnej libacji z udziałem księdza Zycha nie zauważył."Oficjalną" wersję podważają także fakty każące przypuszczać, że znalezione pod dworcem PKP zwłoki... nie były zwłokami księdza Zycha. Przede wszystkim ciało rozpoznał znajomy zamordowanego, Andrzej Chmielnicki, ale dopiero w prosektorium (30 godzin po zawiadomieniu milicji) - na miejscu znalezienia zwłok policja nie wykonała żadnej (!) fotografii twarzy denata. Poza tym leżący pod dworcem mężczyzna miał na sobie koszulę zupełnie inną niż ta, w której po raz ostatni widziano księdza... i w którą ubrane były zwłoki w prosektorium. Warto też wspomnieć, że temperatura zwłok, które były w chwili odnalezienia zupełnie wychłodzone, wykluczała pobyt księdza w klubie godzinę przed śmiercią...Nowe światło na sprawę mogłaby rzucić lektura zawartości teczki księdza, jednak została ona zniszczona w grudniu 1989 roku. Historycy mają nikłą nadzieję, że być może w teczkach spraw i osób "pobocznych" zachowały się jakieś ślady inwigilacji księdza Zycha bądź przygotowań do jego zabójstwa. Niestety, nigdy nie przesłuchano mężczyzny, który towarzyszył rzekomo w klubie zamordowanemu duchownemu - a który mógł być w rzeczywistości figurantem bądź współuczestnikiem zabójstwa. Jest on dziś znanym dolnośląskim biznesmenem, który dorobił się na interesach w branży ochroniarskiej. Jego rola w zabójstwie i późniejszy charakter działalności gospodarczej wskazywałyby na powiązanie z SB.Wszystko wskazuje więc na to, że nigdy nie poznamy dokładnego powodu, dla którego władza zdecydowała się zgładzić księdza Sylwestra Zycha. Dziennikarzom, którzy starali się wyjaśnić okoliczności jego śmierci, próbowano zgotować podobny los. "Nieznani sprawcy" podpalili mieszkanie Jerzego Jachowicza z "Gazety Wyborczej", który zajmował się sprawą księdza - w pożarze zginęła żona dziennikarza, Maria. Niewiele brakowało, by równie tragicznie skończył się napad na autora książki Tajemnica śmierci księdza Zycha - Zbigniewa Branacha - pobitego do nieprzytomności we Wrocławiu w lutym 1991 roku.Najlepszą odpowiedzią na pytanie o przyczynę śmierci księdza Zycha pozostają więc wciąż jego czyny i słowa. Składają się one na postać człowieka odważnego i niezłomnego, gotowego okupić życiem własne przekonanie. Człowieka, o którym ks. Leon Kantorski napisał: Żył ewangelią. Była dla niego wszystkim. [...] Nienawidził zła pod każdą postacią: grzechu, komunizmu... Dlatego musiał zginąć.Ksiądz Sylwester Zych został pochowany na cmentarzu w Kobyłce.